Strony Gry

Wszystko o cyklicznej grze LARPowej na Mazowszu

Moderatorzy: Tato, Sushi, Echelon4, kałasz

Strony Gry

Postprzez Tato » 2 mar 2011, o 15:00

Strony konfliktu już znane! Czytajcie i myślcie albowiem zapisy wkrótce!!!

Władze Kolonialne

Neue Preussia Protektorat Niemiecki
Nowe Prusy obejmują tereny Alp Piaskowych zamieszkałych przez tradycyjne ludy Afgańskie o nastrojach wojowniczych i ortodoksyjnych. Niemcy są zarządcą sprawnym a gubernator Otto von Wartburg wydaje się dobrze spełniać swoją rolę: piasek na pustyni jest równo zagrabiony i pomalowany na beżowo, wielbłądy przemieszczają się równymi kolumnami a karawany odchodzą punktualnie co do sekundy. Poddani Wielkiej Rzeszy Niemieckiej zapewne mieliby wiele powodów do radości, gdyby nie niejasne poczucie że coś tu śmierdzi. Z nieznanych bowiem powodów władze kolonii twierdzą, że najbardziej twarzowe są galabije w paski. Oraz, że otoczenie Nowych Prus wielkim ogrodzeniem złożonym z potrójnych zasieków drutu kolczastego jest działaniem na rzecz bezpieczeństwa jego mieszkańców. Wizja zamordyzmu (lub jak wolą władze "porządku") budzi niepokój, każą tubylcom rozglądać się za alternatywą w postaci samostanowienia i niepodległości. Lecz żołnierze Rzeszy należą do najbardziej elitarnych (nawet ci zesłani do Nowych Prus), więc sytuacja w Protektoracie bywa napięta.


Włoska Azja Wschodnia
Burdello bum bum! To zawołanie najtrafniej chyba oddaje sytuację panującą w gubernatorstwie zarządzanym przez imć Benito Bucachini’ego. Bałagan panuje nie do opisania, piasek bieleje ze zgrozy, wielbłądy pałętają się samopas a karawany zazwyczaj odchodzą z peronu „jutro”. Takie podejście zapewne już dawno zapewniłoby Jego Ekscelencji Bucachiniemu bilet powrotny do Rzymu i szybkie spotkanie z prokuratorem, tudzież bankructwo kolonii gdyby nie fakt, że… No właśnie, szara strefa funcjonuje w WAW znakomicie, za łapówki da się załatwić wszystko, biznesy prywatne kwitną (o ile odprowadzają właściwe podatki do kasy Jego Ekscelencji), ponadto żołnierze Włoscy niezbyt pilnie patrzą w dokumenty ani w zawartość wielbłądzich juków. Z rodzimych Wloch płyną transporty wina, markietanek i makaronu więc wszyscy są zadowoleni. Rdzennym Afgarom zamieszkującym teren Wielkiej Niziny Afgarskiej, na której uprawiają daktyle cukrowe (świetne na wino), halucynogenne rododendrony (świetne na samopoczucie) i konopie (świetne na galabije i na apetyt) niezbyt więc pali się do stworzenia niezależnego Państwa, choć kto ich tam w gruncie rzeczy wie… A trzeba pamiętać że i Włoski żołnierz umie się bić (kiedy ma ku temu ważny powód, np. odbicie zaginionego transportu Rzymskich kurtyzan).


Sandland Kolonia JKM
Jego Ekscelencja Gubernator płk William Bendover jest osobą wyrozumiałą (choć bez wyobraźni o czym świadczy nazwa kolonii), by nie powiedzieć flegmatyczną, tak długo jak ma dostęp do zapasów zapasu produktów przetwórstwa spirytusowego ze Szkocji. Wystarczy jednak, że transport morski ze Zjednoczonego Królestwa się opóźni i spokojna dotychczas persona gubernatora okazuje się nieprzewidywalnym cholerykiem. W zależności od nastrojów pana pułkownika piasek jest bądź zagrabiony, bądź panuje bałagan, wielbłądy chodzą bądź lewą, bądź prawa stroną wydmy a karawany odchodzą z punktualnością pociągu Royal Railways z Londynu do Bath. Sytuacja byłaby trudna do zniesienia dla poddanych gdyby nie fakt, że urzędnicy Jego Ekscelencji wykazują się stoickim spokojem. Wiadomo, King’s Regulation trzeba przykładnie przestrzegać, ale jednocześnie zawsze znajdzie się czas na five o’clock tea. Tak długo jak tubylcy nie łamią obwiązujących regulaminów wszystko jest porządku, ale wystarczy wspomnienie o niepodległości a oficerowie Brytyjscy bąkają mimochodem o powstaniu niejakich Sipajów w dalekich Indiach. Tubylcy, zaradni mieszkańcy Afgarskiego wybrzeża i największego portu w regionie radzą sobie w zaistniałych warunkach nieźle: kupując, sprzedając a nawet prowadząc rozległe badania naukowe.


Ludy tybylcze

Konserwatywno-religijni mieszkańcy Alp Piaskowych, poddani Niemiec

Dosyć ciepły nożyk arabski
"Kochaj bliźniego swego, jak wielbłąda swojego, no chyba, że jest niewiernym" mawia stara myśl przewodnia ugrupowania "Dosyć ciepły nożyk arabski". Jej członkowie, jako żarliwi kozici, znani wielbiciele religii pokoju, którzy chcą miłować każdego bliźniego, postawili sobie zatem za zadanie wyeliminowanie wszystkich innowierców w okolicy (także tych domniemanych) i uczynienie Afgaraku jednowyznaniowym rajem na ziemi. Oczywiście nie można tego dokonać bez użycia krwawego terroru i organizowania widowiskowych pogromów i kamienowań ku uciesze gawiedzi. Jednak kiedy jedynym orężem są pordzewiałe kindżały, a bojownicy samobójcy z beczkami czarnego prochu na plecach padają z nóg po 10 metrach, ostatnią nadzieją ugrupowania pozostaje pozorować grozę i liczyć, że zostanie to dostrzeżone w tym bałaganie. Jednocześnie trwają poszukiwania nowej nazwy dla ugrupowania, bowiem Rada Mułów doszła do wniosku, zapewne słusznego, że obecna jest niewystarczająco przerażająca i groźna.



ORMO - Obrońcy Religijności Moralności i Obyczajności

Bliżniego swego kochają również Obrońcy Moralności Religijności i Obyczajności, w skrócie ORMO. W ich przypadku jednak "kochanie" to przybiera formę służby w milicji religijnej, która wspaniałomyślnie (za skromną opłatą składkową) chroni mieszkańców Afgaraku przed wszystkimi niemoralnymi pokusami współczesnego świata. Wyznaczane przez nich kary bywają dotkliwe ale zdarza się, że także zasłużone. W oczach ORMO bowiem, na ziemiach Afgarskich panuje niebywałe zepsucie i ohyda, a za każdym węgłem czai się zboczeniec z gołymi, drżącymi łydkami. Niestety, jak na złość, mieszkańcy Gór Piaskowych są szczególnie bogobojni i złapanie ich na czymś nieprawomyślnym jest wyjątkowo trudne. Koniec końców jednak, dzięki pomysłowości i zaradności poszczególnych funkcjonariuszy miesięczne normy wyłapanych dewiantów udaje się wyrobić, a tym samym uzasadnić istnienie ORMO i utrzymać uzyskane przywileje.


"Anus Dei" - ugrupowanie "Pierścień Boży"
(tak, słowo "Anus" ma wiele znaczeń - min. pierścień :) )
Bycie misjonarzem to ciężki kawałek chleba. Szczególnie kiedy na skutek błędnych danych wywiadowczych swoją misję ewangelizacyjną rozpoczyna się na terenach zamieszkałych przez fanatyków religijnych gotowych (z radością) kamienować za byle co. Czasami może się wydawać, że zakonników bardziej interesują portfele niż serca ale to chyba niemożliwe… Hierarchowie przekazują mieszkańcom słowa otuchy i nadziei i obiecują że wszystkich rychło czeka raj (niektórych raj czeka rychlej niż innych), zaś najpewniejszą droga do raju jest pozbycie się dóbr doczesnych. Męki opieki nad owymi dobrami zakonnicy postanowili przejąć na swoje skromne barki. Zresztą nic nie robi tak dobrego wrażenia na gawiedzi jak kazanie o ubóstwie wygłoszone z bryczki marki Lamborghini.


Wyluzowani mieszkańcy Wielkiej Niziny Afgarskiej, poddani Włoch
AA - Anonimowi Anarchiści

Przyniesione przez kolonizatorów idee państwowości i praworządności stanowiły dla Afgarów niemałą nowość. Choć początkowo (pod obecność sił ekspedycyjnych) wzbudzały one pewne zainteresowanie wodzów plemiennych, to po ustanowieniu rachitycznych rządów kolonialnych, uznano je za kolejną głupotę przywleczoną przez zachodnich przybyszów. Nie wszyscy zgadzali się jednak z takim podejściem i część światłych Afgarów uznała, że idee owe stanowią zagrożenie dla wartości i tradycji wyznawanych przez rdzennych mieszkańców pustyni. Tak powstała organizacja "AA - Anonimowi Anarchiści", która postawiła sobie za cel walkę z jakimikolwiek próbami ustanawiania porządku i rządów prawa. Ponieważ jednak w Afgaraku nikt nie próbuje niczego porządkować (no może poza Niemcami ale oni po prostu tak mają), AA działa jedynie prewencyjnie, losowo siejąc zamęt wszędzie, gdzie się tylko da (no może poza Włochami na których AA wyraźnie się wzoruje).

Wojowniczy rolnicy nizinni
Niezwykle przydatna grupa społeczna, zaopatrująca wszystkich mieszkańców Afgaraqu w płody ziemi niezbędne do uzyskania dobrego samopoczucia, wyższych stanów umysłowych czy nadzwyczajnych poziomów religijnych uniesień. Szczególnie halucynogenne rododendrony są sławne w całym regionie i cieszą się wielkim popytem jako rośliny doniczkowe i „karma dla ptaków”. Wojowniczość rolników wynika z faktu, że do czasu do czasu ich siedziby są nawiedzanie przez wielkie tęczowe leniwce ludojady, w wtedy spokojni chłopi przeradzają się w mężnych wojów walczących z całych sił o życie swój i swych bliskich. Następnego dnia po walkach zwykle kac miesza się ze wstydem….

Krucjata dezerterów
Rejony niziny Afgarskiej zawsze były miejscem schronienia dla osób szukających spokoju od zgiełku pól bitewnych i miłujących pokój (pospolicie zwanych dezerterami). Tu osiadali zmęczeni wojowie Aleksandra Macedońskiego zwanego Wielkim, Filipa Pięknego zwanego Narcyzem, Karola Wielkiego zwanego Młotem oraz Napoleona Bonaparte zwanego Kurduplem. W ostatnim czasie szczególne wpływy zdobyła właśnie grupa francuzów, niegdyś wojowników Marszałka Petain’a która przytomnie zniknęła z okopów znad Sommy i sobie tylko znanymi drogami nawiała w ciepłe kraje. Wraz dłużącymi się latami rozłąki z krajem, tęsknota za absyntem i placem Pigalle, wspomagana dopingiem z rododendrona spowodowała u tychże chęc powrotu w chwale do ojczyzny. Dezerterzy zatem wpadli na iście szatański pomysł: przy pomocy legendarnego skarbu, Włóczni Przymierza, ukrytego gdzieś w Afgaraqu chcą ożywić mumię Napoleona i wraz z jego triumfalnym orszakiem powrócić na Pola Marsowe. Pomysł przechodzi ludzkie pojęcie, ale w Afgaraqu nie takie rzeczy widziano.


Degrengolada i zepsucie z Afgarskiego Wybrzeża - poddani Zjednoczonego Królestwa

Społeczny dom publiczny "Sowietskoje Burdelskoje"

"A dlaczego ta kurtyzana ma... wąsy?" - zapytał się klient
"Bo to na cześć Towarzysza Stalina!" - odparł Stirlitz. "Czy przypadkiem nie powiedziałem zbyt wiele?" - zastanowił się.
Choć wielu możnych świata zachodniego słusznie uznało ziemie Afgarskie za pozbawione jakiegokolwiek znaczenia ekonomicznego i politycznego miejsce zsyłki, cieszyły się one nieustającym zainteresowaniem ze strony służb wywiadowczych ZSRR. Nikt tak naprawdę nie wiedział czym było to spowodowane (choć pewną wskazówką było zamienne stosowanie przez agentów słów Afgarski i Afgański), jednak namacalnym dowodem wzmożonej aktywności KGB było otwarcie społecznego domu uciech cielesnych pod nazwą "Sowietskoje Burdelskoje". W założeniach w przybytku tym miały pracować ponętne agentki wyciągające cenne informacje od zepsutych przedstawicieli kontyngentów zachodnich. Niestety na skutek pomyłki, a być może nawet sabotażu wrogów ludu, do placówki skierowani zostali wyłącznie pracownicy płci męskiej. Początkowo próbowano to odkręcić jednak centrala wyraźnie dała do zrozumienia, że jest do wykonania plan pięcioletni i dopiero potem będą się zastanawiać co można by zmienić a kogo należałoby rozstrzelać. Koniec końców, "Sowietskoje Burdelskoje" jest co prawda omijane szerokim łukiem przez oficerów zachodnich, ale za to jest chętnie wybierane przez lokalną ludność, która traktuje umalowanych i przebranych w sukienki wąsatych bolszewików jako rozsądną alternatywę dla miejscowych kóz.

Związek Zawodowy Gangsterów Afgarsko Irasiadackich
Niezmiennym prawem rządzącym każdym typem współczesnej gospodarki jest fakt, że najlepiej zarabia się na towarach nielegalnych i dostępnych wyłącznie spod lady. Niestety brak w lokalnym języku słów określających zjawiska "praworządności", czy "egzekucji prawa", oraz dosłownie symboliczna władza rządów kolonialnych sprawiły, że na wybrzeżu Afgarskim nawet najbardziej niebezpieczna kontrabanda jest dostępna w cenach porównywalnych do brykietów z odchodów wielbłąda. Zatrwożeni tą sytuacją "kreatywni biznesmeni" Afgarscy i Irasiadaccy założyli zatem Związek Zawodowy Gangsterów Afgarsko Irasiadackich, który poprzez szeroko zakrojone akty terroru i przemocy propagandowej chce wymusić na rządzących stworzenie surowego prawa, oraz mechanizmów jego egzekwowania. Dzięki temu uprawa i przemyt lokalnego specjału, narkotycznych rododendronów staną się znów opłacalne, a setki miejsc pracy uratowane.



KAU - Katedra Akademicko Uniwersytecka

Europejczycy zwykli uważać ludy zamieszkujące ziemie afgarskie za bandę prymitywów, która skonfrontowana z cudami zachodniej cywilizacji gotowa jest srać do szuflad i wyżerać kwiaty z doniczek. Zasadniczo pogląd taki jest jak najbardziej trafny, jednak chcąc oddać pełnię sprawiedliwości należy wspomnieć o pewnej grupce afgarskich naukowców skupionych wokół organizacji KAU. Oczywiście zgodnie z tradycją regionu, większość badań skupia się wokół zagadnienia "Co zrobić, żeby się nie narobić ale zarobić, a najlepiej kosztem innych". Niestety, wraz z każdym kolejnym genialnym wynalazkiem opychanym miejscowym (w stylu magicznych magnetyzerów do wielbłądów, które sprawiają, że zwierzęta zjadają mniej daktyli na każde przejechane 100 kilometrów) liczba gotowych im zaufać ludzi jest coraz mniejsza. Zbawieniem dla członków KAU są zatem siły kolonialne stanowiące zupełnie nowy rynek zbytu dla ich towarów i usług. Kto wie, może dadzą się nabrać, że te same magnetyzery mogą też ograniczać spalanie benzyny? Aby nadać swym działaniom wiarygodności naukowej KAU organizuje ekspedycje archeologiczne, zjazdy naukowe, sympozja i konferencje, wszystko za pieniądze z subsydiujuących ją brytyjskich uczelni.


NPC
Ursula von Tanna, major Wermachtu
Choć paraduje w mundurze Wermachtu jest ponoć osobistą protegowaną admirała Canarisa i emisariuszką jego tajnej misji. W życiu prywatnym seksoholiczka. Stosuje specyficzne techniki "przesłuchania" więźniów. Ponoć trenowała na żołnierzach gubernatora von Wartburga co miało Jego Escelencję skłonić do wypowiedzi "Jak ona niedługo nie wroci do Niemiec to wszyscy zejdziemy na suchoty".

Indiana Wąs, Doktor archeologii
Znany awanturnik zajmujący się rzekomo archeologią, w rzeczywistości mocno podejrzane indywiduum. Pozuje na playboya, lecz ostatni raz z kobietą widziano go kiedy mama odprowadzała go na zajęcia szkolne. O dziwo jednak dobrze poinfomowany, mający i znający układy. Sprzedajny typ gotów pomóc kazdemu za godziwa opłatą, choć twierdzi że wyprawę jego w tajemnicy finansuje amerykański OSS.

Helmut Weiter, komisarz policji Berlińskiej
Kom. Weiter poszukuje zbiegłych do Afgaraqu aferzystów gospodarczych z Berlińskiej firmy Billige Militaria, zaangażowanych w międzynarodowy handel bronią i podejrzanych o sprzedaż tajemnic wojskowych chińczykom tudziez rozdawaniu bezpłatnej amunicji murzynom. Komisarz, prywatnie alkoholik z manią wielkości, musi złapać aferzystów aby odzyskac znowu dobre imię. Przy okazji podobno szpieguje dla samego Himmlera. Prywatnie wielbiciel speleologii, autor wielu poczytnych dzieł dotyczących tej tematyki.
BLACKWATER OPERATOR TATO
Obrazek
Avatar użytkownika
Tato
.
 
Posty: 2001
Dołączył(a): 21 sie 2009, o 21:35
Lokalizacja: Wawa
White Cross: Blackwater
Na starym Warriorze od: 0

Powrót do Afgaraq

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 4 gości