heavenly napisał(a):Tato - czekamy na oficjalne, długie, nudne, ale ważne podsumowanie;-) Kindżał szczególnie się go domaga;-)
Mówisz i masz. :)
Kiedy ucichł gwar, kiedy gracze wyjechali („szkoda że już nareszcie jedziecie!”), kiedy posprzątaliśmy bajzel i ogarnęliśmy się trochę usiedliśmy przy zasłużonym piwku i sziszy i zaczęliśmy podsumowywać, nie tylko ta edycję ale i pewien i ostatnie 6 lat Afgaraqów.
PLUTON IŻYNIERYJNY jako grupa brał udział w A. od kilku lat. Kiedy twórcy pierwotnej idei czyli grupa
MASH postanowili od organizacji odpocząć, stery kolejnych imprez przekazali w nasze ręce. Nigdy nie kryliśmy, że naszą intencją jest kierowanie A. w kierunku larpa, w którym walki airsoftowe są tylko uzupełnieniem a nie głównym celem. Tak było rok temu, tak było i w tym roku. W A6 99% questów było do wykonania bez użycia broni (choć oczywiście rozwiązanie siłowe również było dopuszczalne, choćby by to miało być szarpanie biednego Dziada z Demencją).
O ile rok temu nie byliśmy w pełni usatysfakcjonowani z wymyślonej mechaniki gry (od momentu pomysłu na przekazanie nam licencji Afgaraq do terminu gry było tylko 2 miesiące i z wieloma rzeczami po prostu nie zdążyliśmy) o tyle w tym roku mieliśmy dużo czasu dp przemyśleń, wysnucia wniosków i słuchając uwag z zeszłorocznej edycji. Nie mamy nic na swoje usprawiedliwienie, jeżeli gra wam się nie podobała. Wyszła tak jak ja sobie wyobrażaliśmy. Co nas nie satysfakcjonowało to przygotowywanie terenu, questów i zawodów na ostatnią chwilę, ale byliśmy niewinnymi ofiarami Wielkiej Afgarskiej Klątwy Motoryzacyjnej, która skutecznie opóźniła przyjazd wielu z nas na miejsce rogrywki.
Oprócz larpa, kierunek w którym pchaliśmy nasze Afgaraqi to humor z pogranicza Monty Pytona i Allo, Allo. Pokręcony, bezsensowny, będący krzywym zwierciadłem nie tylko naszych wyobrażeń jakiegoś dalekiego, mitycznego, arabskiego zaścianka ale także realiów naszego kraju. Nie każdemu musi taki humor pasować – stąd częste pytania cośmy brali, kiedy układaliśmy questy. Przerażające jest to, że układaliśmy je na trzeźwo. :)
Nie każdemu ten typ rozgrywki musi pasować. W naszych realiach gry na poważnie, z dużą ilością „strzelanej” akcji przeważają. Nie ma co się na to obrażać, tylko trzeba stwierdzić fakt. Stąd najwyraźniej słabiutka frekwencja przy której deklaracje o „największej cyklicznej imprezie Larp/Asg” brzmią licho. Szkoda, że nie było w tym roku wielu weteranów poprzednich edycji. Najwyraźniej rezygnacja z grup „mundurowych” czyli ambasad i kontyngentów ogranicza chęć brania udziału w imprezie.
Startowaliśmy więc tak jak i większość z was w minorowych nastrojach. Pogoda, typowo Afgarackie deszcze nawalne, tez nie nastrajała optymistycznie. Tymczasem… zaczęło się powoli i ospale ale jak już gra się rozpędziła… to ho ho! Okazało się, że Ci którzy przyjechali są wiedzą na co przyjechali i że grają tak, że czapki z głów.
Panie i Panowie! Oceniając graczy, to był bezwzględnie najlepszy Afgaraq jaki widzieli wszyscy, a niektórzy z nas jeżdżą na nie od pierwszej edycji. Tak fantastycznych pomysłów, takiego zaangażowania, takiego wczucia w rolę dawno nie widzieliśmy.
Metropolia – panowie we trzech zrobili więc ej niż inni w 30tu, a na wszystko mieli stos poświadczeń, dowodów, umów, i wszędzie podpisy, pieczęcie, wszystko się zgadza… I to wszystko goście którzy przyjechali na A. pierwszy raz.
ADT – zaczął Radar w pojedynkę, potem grali w 4ch, wreszcie w siedmiu i pod ciągłym atakiem na Domy Towarowe uknuli intryg po kokardę… Luke – tak upierdliwego kolesia jak ty, coś się o przejechaną kozę wykłócał nie widzieliśmy nigdy, jak żyjemy.
Gangi – panowie idealnie połączyli, wdzięk, przemoc i dobrą zabawę. „Czy ma Pan jakiś problem?” na długo pozostanie hasłem kluczem.
Kindżał – banda szuji która starca raczyła prądem. Dla informacji reszty: kabelki podłączone były do krocza Brzozy i Bicza („bo między mną a Brzozą zawsze cos iskrzyło”), podczas zeznań myślałem ze się uduszę ze śmiechu. Podobnie Echu i Kałasz, na których scena wymuszania żądań dotyczących zawodów, żywcem przypominała scenę z Allo, Allo („nie chcemy kasy!”, „Jak to? Ja chce kasy.”, „ Ma nie być kobiet”, „jak to bez kobiet? Maja być ale w burkach”, dłuższa cisza zakończona „Czy to jest ten moment w którym mamy zacząć kłamać?”)
AGR – kolejna grupa debiutantów, ale w negocjacjach najwyraźniej szkolona przez firmę „Dul-Haras i synowie”. Tak płynnych przejść w negocjacjach od marchewki do kija tośmy jeszcze nie widzieli. No i ten muł z koca… Luuudzie!
WBA – większość przeciwników nie miała szansy tego zobaczyć za murami rezydencji wzniesionej „w modnym połączeniu piachu i betonu” ale w środku dizały się mega rzeczy, technologia, pomniki z żywych ludzi, ociekający luksusem murzyni. A przy ataku potwora z bagien małośmy się nie posikali.
Do tego
Pogranicznicy obu nacji - szybko zawiązali sojusz i sprawnie łupili miejscowych.
SKOT – nie wiemy czy jest lub była gdzieś na świecie zislamizowana grupa Czechosłowaków, ale jeżeli gdzieś była to ona na pewno wyglądała gorzej niż wy.
To tylko fragmenty gry, a do tego dochodzą zawody. Już przy pierwszej konkurencji, kiedy Seta rzucił się dusić dmuchaną owieczkę Sobiemu, wiedzieliśmy że będzie dobrze. I było bardzo dobrze. Jeszcze raz to powiemy: gracze byli fenomenalni i świetnie się bawiliśmy razem z wami. Dla was warto było to wszystko zorganizować.
Dlatego uwierzcie nam, że kiedy przyszło do wybierania zwycięzcy, było nam bardzo trudno. Ale na Afagarqach nie zwycięstwo jest najważniejsza ale dobra zabawa. Cieszymy się, że udowodniliście, że airsoft to nie tylko na poważnie i napinka, ale że w ramach naszego hobby raz na jakiś czas można się zdrowo pośmiać.
Na zakończenie pozostaje podziękować sponsorom
Capri ASG (jest z nami od początku istnienia Afgaraqu) i
Coyote ASG (jest z nami od początku swojego istnienia) za nagrody a
SCE ASG za fantastyczny teren, kolumny pancerne i gościnność.
Kto wie, może jednak będziemy organizować A7? Mam już kilka pomysłów… :))))