No to jestem już po badaniu w KNC (komora niskich ciśnień) w Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej (WIML) przed skokami z wysokiej górki. Badanie zaliczone, mam dopuszczenie do skoków z 10000m :-)
A teraz napiszę, jak wygląda takie badanie, bo nie często zdarza się cywilom takowe wykonywać a sprawa jest ciekawa.
Zaczęliśmy od pobrania krwi. Następnie udaliśmy się do bloku komór, gdzie lekarz prowadzący omówił po co to jest, jaki będzie przebieg badania i co może się dziać z organizmem. Po tym wprowadzeniu badanie ciśnienia, wagi i włazimy do komory. Zakładamy czapeczki-pilotki z systemem łączności oraz maski tlenowe, jesteśmy podłączeni do urządzeń monitorujących tętno i saturację krwi. Rozpoczynamy 30 minutową desaturację - oddychamy czystym tlenem celem pozbycia się z krwi innych gazów. Jeszcze jesteśmy na poziomie ziemi, drzwi są otwarte. W komorze jest nasz lekarz, natomiast lekarz prowadzący na zewnątrz, obserwuje nas przez okienko i ma z nami łączność via itercom.
Po desaturacji zamykamy drzwi i robimy szybki wjazd na 3000m i powrót na ziemię (oczywiście nigdzie nie lecimy, tylko lekarz prowadzący obniża ciśnienie w komorze do poziomu panującego na 3000m AGL). Ten etap ma na celu "przetkanie" różnych rur w organizmie (uszy, nos itp.), wyrównanie ciśnienia.
No i zaczynamy właściwą część badania. Cały czas oddychamy przez maski czystym tlenem. Wjeżdżamy na poziom 10500m AGL. W trakcie wjazdu robi się przyjemnie chłodno a w komorze pojawiają się chmury (mgiełka w powietrzu) Tam pozostajemy 40 sekund. Lekarze non stop pytają o samopoczucie, monitorują urządzenia. Na wysokości 10000m człowiek zaczyna puchnąć, gazy w organizmie domagają się wyjścia - kto zjadł w przeddzień badania fasolę wali bąki na potęgę :-)
(na szczęście nic nie czuć, bo maski na twarzach mamy)
Po krótkiej wizycie na 10km zjeżdżamy w dół na 7500m. I tu zaczyna się właściwa część badania: wpływ niskiego ciśnienia na reakcję organizmu. Lekarz w komorze po kolei odcina tlen od zawodników a zawodnik ma oddychać rozrzedzonym powietrzem i wykonywać proste działania matematyczne na kartce (odejmowanie co 2 od liczby 996). Lekarz uważnie obserwuje reakcje pacjenta: tętno, saturację i czy pacjent głupot nie wypisuje. Jak stwierdzi, że gość już ma dość to podłącza tlen z powrotem i bierze się na następnego.
Po zakończeniu testów zjeżdżamy do 4000m i zdejmujemy maski. Wyrównujemy ciśnienie i schodzimy na poziom 0.
2 godziny po badaniu ponownie pobierana jest krew.
I tyle. Reakcje ludzi były różne. Ja np. nie czułem rozdęcia na 10000m, a kolega owszem, pierdział non stop. Natomiast ja miałem cały czas bardzo wysokie tętno, no ale nerwus jestem. Najciekawsze są oczywiście reakcje podczas testu przy zdjętej masce: czujesz ja serducho nawala coraz szybciej, cyferki zaczynają być problematyczne, piszesz nierówno i zastanawiasz się ile to jest 966-2 :-)))) Ja dojechałem do wyniku 912 przy tętnie 150 bpm, po czym podłączono mnie z powrotem do rury z tlenem. Oceniam, że trwało to max. 1'30".
Badanie nie było jakieś extremalne. Piloci przechodzą dużo trudniejsze badania, ale oni mają wyćwiczone reakcje i potrafią więcej wytrzymać. Średnio wysportowany zdrowy człowiek spokojnie przechodzi taki test, ale... zawsze jest to ryzyko, że nie wiemy jak się zachowa nasz organizm w tak niesprzyjających warunkach.
Gorzej się czułem w górach na poziomie 4000m, ale tam byłem dłużej wystawiony na ekspozycję braku tlenu. Natomiast tu na 7500m organizm zdecydowanie szybciej "się wyłącza".
Parę fotek.
Widok komory z zewnątrz:
http://i305.photobucket.com/albums/nn21 ... al/knc.jpgWejście i przedsionek (śluza):
http://i305.photobucket.com/albums/nn21 ... l/knc2.jpgKomora w środku:
http://i305.photobucket.com/albums/nn21 ... l/knc3.jpgSzpargał w komorze:
http://i305.photobucket.com/albums/nn21 ... l/knc1.jpg