Taka sytuacja na pierwszej Karbali - siedzimy w pięć osób w krzakach, każdy zbunkrowany od siebie jakieś 2-3 m. Nagle, przed nami, jakieś 7-8 m wyskakuje zawodnik i niczym Lucky luck mówi - bang bang, wszyscy nie żyjecie... Innym razem czaimy się w kępie krzaków z Gliniarzem. 2 metry od nas widzimy skradającego się gościa, cały od stóp do głów odpicowany na operatora US Delta. No to szybkie porozumiewawcze spojrzenie i dawaj go z klameczek. Ależ był dym. Jak śmieliśmy tak potraktować komandosa, mózgów nie mamy, to niebezpieczne, nieodpowiedzialne, przecież prawie mu członków nie poodrywało itd... Inna historia, zachodzę na plecy jak się okazało Gorocka i jego radzieckich komandosów. Dystans 10-11 m, ale calówki ze sob nie noszę. Jest ich czterech, nie ma rady, trzeba strzelać z kulek a nie z paszczy. Podnoszę więc SAWa, każdy krótka seria w plecy i... znów awantura, że jak śmiem serią, powinienem singlem ( radzieccy komandosi nie wiedzą, że M249 to karabin wsparcia i wali tylko na auto) i to też w ostateczności bo lepiej Bang bang...
Także tego, bangi i tym podobne onomatopeje jak dla mnie można sobie w dupę wsadzić. Chyba że wprowadzimy "Jeeeeebuut" co będzie znaczyło : "ej wy tam, wszyscy nie żyjecie bo strzeliłem z moździerza" - to było przynajmniej interesujące

Ale zresztą co ja tam wiem o ASG
